poniedziałek, 13 marca 2017

Prolog

Cyfra dwa prześladuje mnie od dnia narodzin. W końcu urodziłam się drugiego dnia – drugiego miesiąca roku. Jako drugie dziecko moich rodziców. Jednak myśl, że jestem z nią trwale związana pojawiła się po raz pierwszy podczas dzieciństwa, a zyskała na mocy w okresie dojrzewania.


 Mimo, że bardzo starałam się uzyskiwać jak najlepsze wyniki w nauce, aby zadowolić rodziców i dorównać choć w minimalnym stopniu mojej idealnej starszej siostrze, nigdy nie udało mi się być najlepszą w klasie, zawsze znalazł się ktoś mądrzejszy, zdolniejszy, bardziej utalentowany.
W ten sposób uzyskałam kompleks na punkcie bycia najlepszą, do tej pory nie potrafię pogodzić się z porażką, a każde niepowodzenie odczuwam dwa razy mocniej od zwykłych ludzi.



Gdy w końcu uzyskałam pełnoletność i rozpoczęłam wymarzone studia na kierunku – dziennikarstwo sądziłam, że coś w życiu mi się udało. Niestety jak zwykle byłam w błędzie, rodzice nie potrafili pogodzić się z tym jaki obrałam kierunek na swoją przyszłość. W końcu renomowani lekarze z prywatnymi gabinetami i pokaźną sumą pieniędzy na koncie, uważali że powinnam pójść w ich ślady. Tak jak Victoria – ich idealna kopia. Mimo upływu długich lat nigdy nie nawiązałyśmy dobrego kontaktu i  mam coraz mniejszą nadzieję na zmianę obecnego stanu rzeczy.

Długi czas rodzice,  próbowali przekonać mnie na wszystkie możliwe sposoby do zmiany kierunku. Jednak ja pozostałam uparta i nieustępliwa. Po części dla tego też, że chciałam zrobić im na złość. Za te wszystkie lata kiedy nie potrafili zaakceptować mojej osoby.



Od zawsze byłam uważana za czarną owcę rodziny, ta która nie potrafi się dopasować i nigdzie nie pasuje. Mama rozkładała bezradnie ręce gdy opowiadałam o moich zainteresowaniach i prosiłam o wsparcie w ich rozwijaniu. Zamiast tak jak inne rodzicielki pomagać swoim dzieciom w spełnianiu marzeń, ona tylko próbowała utwierdzić mnie w przekonaniu, że to nie warte czasu bzdury.

 Nikt nie potrafił zrozumieć dlaczego jestem tak różna od pozostałych członków rodziny.



Dlatego też po rozpoczęciu studiów, stopniowo traciłam kontakt z najbliższymi, chciałam jak najszybciej się usamodzielnić i przestać być ciągle krytykowana za każdą podjętą decyzję.
Gdy ukończyłam edukację, chciałam znaleźć pracę i rozpocząć spełnianie swoich zawodowych aspiracji. Rzeczywistość okazała się jednak całkiem inna niż sądziłam. Nikt nie chciał przyjąć na stanowisko absolwentki dziennikarstwa, bez żadnego doświadczenia.
Żadna gazeta, wydawnictwo czy chociażby internetowy serwis informacyjny nie był zainteresowany moją kandydaturą.



Przez blisko trzy miesiące, nieustannie szukałam jakiegoś zajęcia. W końcu, gdy miałam już się poddać, przez przypadek trafiłam na ogłoszenie dotyczące stażu w niemieckim związku narciarskim. Mimo, że staż to nie dokońca to, o co mi chodziło, bez wahania postanowiłam zgłosić swoje zainteresowanie. To była ostatnia deska ratunku, przed powrotem do domu z poczuciem porażki. Czym dałabym niemałą satysfakcję rodzinie.
 Gdybym wtedy wiedziała jak potoczą się późniejsze wydarzenia, na pewno wolałabym znieść to upokorzenie niż wpakować się w sytuację, w której tkwię obecnie.



Po czterech dniach oczekiwania otrzymałam pozytywną odpowiedź dotyczącą stażu. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Po pierwsze w końcu znalazłam jakieś zajęcie. A przede wszystkim  wykonywałam pracę związaną ze sportami zimowymi, których byłam wielką fanką od dziecka, ku zgrozie matki. Z rosnącym podekscytowaniem zaczęłam odliczać dni do rozpoczęcia swojego stażu.



Bardzo miło wspominam ten okres czasu, trwający pięć miesięcy. Wszyscy poznani ludzi okazali się bardzo mili i pomocni, wiele się od nich nauczyłam. Byłam bardzo sumienna i z niezwykłą starannością i dokładnością wykonywałam powierzone mi obowiązki, za co zostałam nagrodzona. W końcu dostałam propozycję nie do odrzucenia, zwolniło się miejsce na stanowisku rzecznika prasowego skoczków narciarskich. Początkowo po usłyszeniu propozycji nie wiedziałam czy nie jest to zbyt poważna praca jak na moje umiejętności i znikome doświadczenie, ale postanowiłam zaryzykować i przyjąć złożoną ofertę.



W ten sposób dołączyłam do niemieckiej drużyny, w samą porę na rozpoczęcie zimowego sezonu pucharu świata. Początkowo wcale nie było mi łatwo uzyskać zaufanie i sympatię jej członków. Jednak z biegiem czasu stopniowo zaczeliśmy  się do siebie przyzwyczajać, a nawet traktować siebie na zasadzie relacji koleżeńskich, a nie czysto zawodowych. Zbliżenie się, do niektórych osób było jednak moją najgorszą życiową decyzją.



Nazywam się Lilianna i złamałam wszystkie obowiązujące reguły i zasady.
Utraciłam poczucie moralności i zasługuję na potępienie. Mimo świadomości błędów jakie popełniłam i wciąż popełniam, nie potrafię tego zakończyć. Wplątałam się w relację, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Najzwyczajniej w świecie mówiąc tkwię w niemoralnym i nie do zaakceptowania układzie. W romansie z zaręczonym mężczyzną.
W moim przypadku sprawdziło się powiedzenie, że miłość jest ślepa.
Wracając do mojego związku z cyfrą dwa, nawet dla Niego jestem „Tą drugą”.

3 komentarze:

  1. Kocham. Zostaję tu. Zapowiada się interesująco. I złapałaś mnie na Richardzie... Czyżbym czuła jakąś słabość do Niemców i u ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co ukrywać, że po reprezentacji Polski, to moja ulubiona drużyna i od zawsze mam do nich jakąś słabość. :)

      Usuń
  2. Kupiłaś mnie! Zostaję tu bez dwóch zdań! :D

    OdpowiedzUsuń