Cyfra dwa
prześladuje mnie od dnia narodzin. W końcu urodziłam się drugiego
dnia – drugiego miesiąca roku. Jako drugie dziecko moich rodziców.
Jednak myśl, że jestem z nią trwale związana pojawiła się po raz pierwszy podczas dzieciństwa, a zyskała na mocy w okresie dojrzewania.
Mimo, że bardzo
starałam się uzyskiwać jak najlepsze wyniki w nauce, aby zadowolić
rodziców i dorównać choć w minimalnym stopniu mojej idealnej
starszej siostrze, nigdy nie udało mi się być najlepszą w klasie,
zawsze znalazł się ktoś mądrzejszy, zdolniejszy, bardziej
utalentowany.
W ten sposób
uzyskałam kompleks na punkcie bycia najlepszą, do tej pory nie
potrafię pogodzić się z porażką, a każde niepowodzenie odczuwam
dwa razy mocniej od zwykłych ludzi.
Gdy w końcu
uzyskałam pełnoletność i rozpoczęłam wymarzone studia na
kierunku – dziennikarstwo sądziłam, że coś w życiu mi się
udało. Niestety jak zwykle byłam w błędzie, rodzice nie potrafili
pogodzić się z tym jaki obrałam kierunek na swoją przyszłość.
W końcu renomowani lekarze z prywatnymi gabinetami i pokaźną sumą pieniędzy na koncie, uważali że powinnam pójść w ich
ślady. Tak jak Victoria – ich idealna kopia. Mimo upływu długich lat nigdy nie nawiązałyśmy dobrego kontaktu i mam coraz mniejszą nadzieję na zmianę obecnego stanu rzeczy.
Długi czas rodzice, próbowali
przekonać mnie na wszystkie możliwe sposoby do zmiany kierunku.
Jednak ja pozostałam uparta i nieustępliwa. Po części dla tego
też, że chciałam zrobić im na złość. Za te wszystkie lata
kiedy nie potrafili zaakceptować mojej osoby.
Od zawsze byłam
uważana za czarną owcę rodziny, ta która nie potrafi się
dopasować i nigdzie nie pasuje. Mama rozkładała bezradnie ręce gdy opowiadałam o moich zainteresowaniach i prosiłam o wsparcie w
ich rozwijaniu. Zamiast tak jak inne rodzicielki pomagać swoim dzieciom w spełnianiu marzeń, ona tylko próbowała utwierdzić mnie w przekonaniu, że to nie warte czasu bzdury.
Nikt nie potrafił zrozumieć dlaczego jestem tak
różna od pozostałych członków rodziny.
Dlatego też po
rozpoczęciu studiów, stopniowo traciłam kontakt z najbliższymi,
chciałam jak najszybciej się usamodzielnić i przestać być ciągle
krytykowana za każdą podjętą decyzję.
Gdy ukończyłam edukację, chciałam znaleźć pracę i rozpocząć spełnianie swoich
zawodowych aspiracji. Rzeczywistość okazała się jednak całkiem
inna niż sądziłam. Nikt nie chciał przyjąć na stanowisko
absolwentki dziennikarstwa, bez żadnego doświadczenia.
Żadna
gazeta, wydawnictwo czy chociażby internetowy serwis informacyjny
nie był zainteresowany moją kandydaturą.
Przez blisko trzy
miesiące, nieustannie szukałam jakiegoś zajęcia. W końcu, gdy
miałam już się poddać, przez przypadek trafiłam na ogłoszenie
dotyczące stażu w niemieckim związku narciarskim. Mimo, że staż
to nie dokońca to, o co mi chodziło, bez wahania postanowiłam
zgłosić swoje zainteresowanie. To była ostatnia deska ratunku,
przed powrotem do domu z poczuciem porażki. Czym dałabym niemałą
satysfakcję rodzinie.
Gdybym wtedy wiedziała jak potoczą się
późniejsze wydarzenia, na pewno wolałabym znieść to upokorzenie
niż wpakować się w sytuację, w której tkwię obecnie.
Po czterech dniach
oczekiwania otrzymałam pozytywną odpowiedź dotyczącą stażu.
Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Po pierwsze w końcu znalazłam
jakieś zajęcie. A przede wszystkim wykonywałam pracę
związaną ze sportami zimowymi, których byłam wielką fanką od
dziecka, ku zgrozie matki. Z rosnącym podekscytowaniem zaczęłam
odliczać dni do rozpoczęcia swojego stażu.
Bardzo miło
wspominam ten okres czasu, trwający pięć miesięcy. Wszyscy
poznani ludzi okazali się bardzo mili i pomocni, wiele się od nich
nauczyłam. Byłam bardzo sumienna i z niezwykłą starannością i
dokładnością wykonywałam powierzone mi obowiązki, za co zostałam
nagrodzona. W końcu dostałam propozycję nie do odrzucenia, zwolniło
się miejsce na stanowisku rzecznika prasowego skoczków
narciarskich. Początkowo po usłyszeniu propozycji nie wiedziałam
czy nie jest to zbyt poważna praca jak na moje umiejętności i
znikome doświadczenie, ale postanowiłam zaryzykować i przyjąć
złożoną ofertę.
W ten sposób
dołączyłam do niemieckiej drużyny, w samą porę na rozpoczęcie
zimowego sezonu pucharu świata. Początkowo wcale nie było mi łatwo
uzyskać zaufanie i sympatię jej członków. Jednak z biegiem czasu
stopniowo zaczeliśmy się do siebie przyzwyczajać, a nawet
traktować siebie na zasadzie relacji koleżeńskich, a nie czysto
zawodowych. Zbliżenie się, do niektórych osób było jednak moją
najgorszą życiową decyzją.
Nazywam się
Lilianna i złamałam wszystkie obowiązujące reguły i zasady.
Utraciłam poczucie moralności i zasługuję na potępienie. Mimo
świadomości błędów jakie popełniłam i wciąż popełniam, nie
potrafię tego zakończyć. Wplątałam się w relację, która nigdy
nie powinna mieć miejsca. Najzwyczajniej w świecie mówiąc tkwię w
niemoralnym i nie do zaakceptowania układzie. W romansie z zaręczonym
mężczyzną.
W moim przypadku sprawdziło się powiedzenie, że miłość jest ślepa.
Wracając do mojego
związku z cyfrą dwa, nawet dla Niego jestem „Tą drugą”.
Kocham. Zostaję tu. Zapowiada się interesująco. I złapałaś mnie na Richardzie... Czyżbym czuła jakąś słabość do Niemców i u ciebie?
OdpowiedzUsuńNie ma co ukrywać, że po reprezentacji Polski, to moja ulubiona drużyna i od zawsze mam do nich jakąś słabość. :)
UsuńKupiłaś mnie! Zostaję tu bez dwóch zdań! :D
OdpowiedzUsuń